To
będzie spoiler, a więc jest
to tekst tylko
dla tych,
którzy czytali książkę.
Człowiek...
to
najbardziej znana i moim zdaniem najlepsza (obok Płyńcie
łzy moje, rzekł policjant)
powieść Dicka. Wciągająca
fabuła, znakomicie przedstawione postacie, no i przede wszystkim
świetny styl autora – to musiało przyciągnąć czytelnika. W
czym tkwi
geniusz tej książki?
W
tym, że przedstawia ciekawą wersję historii alternatywnej?
Zwycięskie w II wojnie światowej Niemcy i Japonia dzielą się
światem. III Rzesza nie traktuje jednak swojego sprzymierzeńca jak
równego partnera, więc mamy do czynienia z "zimną wojną"...
A
może geniusz Człowieka...
zawarty
jest
w Księdze
Przemian?
Główni
bohaterowie posługują się bowiem
przy
podejmowaniu
życiowych decyzji wyrocznią
I
Cing...
Czy
może świat równoległy czyni tę powieść szczególną? W
Człowieku... mamy bowiem do czynienia z trzema światami –
światem powieści, światem książki Abendsena (tytułowego
Człowieka
z Wysokiego
Zamku)
pt. "Utyje szarańcza" oraz przez moment naszym światem,
który pojawia się w wizji chorego pana Tagomi.
Moim
zdaniem najbardziej genialne jest jednak
to,
czego Dick dosłownie nie napisał, a co można się domyślić (choć
pewnie
nie
każdy), czytając ostatnie wersy Człowieka...
Powieść nie ma typowego zakończenia, po prostu się
urywa, i
niektórzy mogą czuć niedosyt. Ale
jeśli
czytelnik
dobrze
się wczyta w ostatnie strony, to może
uchwycić
ukryty przekaz (przesłanie) książki.
Główna
bohaterka Juliana odkrywa, że świat, w którym żyje, nie jest
rzeczywisty.
Próbuje wytłumaczyć
Abendsenowi,
że to własnie świat ukazany w jego książce
jest prawdziwy. Człowiek
z Wysokiego
Zamku
w to nie wierzy. Dla niego "Utyje
szarancza"
jest tylko próbą
ucieczki z rzeczywistości niemiecko-japońskiej
okupacji
w alternatywną historię, gdzie alianci wygrywają wojnę (podobnie
jak w naszym świecie, ale
dopiero w 1948 roku).
Jego
"Utyje
szarańcza"
jest napisana
ku
pokrzepieniu serc pokonanych w wojnie Amerykanów.
Abendsen
nie
wierzy jednak
w
prawdziwość
takiego świata.
I
tu dochodzimy do momentu najważniejszego. Juliana rozczarowana
nastawieniem Człowieka z Wysokiego
Zamku
jako jedyny bohater Dicka
nagle
uzmysławia sobie,
że świat, w którym żyje, nie jest realny.
Nie mówi tego dosłownie, ale jakby zdaje sobie sprawę
z
tego,
że jest tylko
postacią
z powieści. I
już sama właściwie
nie
wie, który świat jest rzeczywisty – jej
świat czy świat książki
Abendsena,
a może jeszcze jakiś inny?
Jak
to interpretować? Moim zdaniem, my jako czytelnicy, również
jesteśmy postaciami z książki. Także odgrywamy swoje postacie w
powieści zwanej życiem. Aż chciałoby się zaśpiewać:
Strawberry fields, nothing is real...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz