Wg mnie jedyne, co łączy ludzi, to podobne doświadczenia, jeśli chodzi o cierpienie. To zbliża ludzi, jednak tylko tych z Duchem/refleksyjnością.
Żyjemy w świecie opanowanym przez ciemne energie (narcyzi-psychopaci i inne obciążenia). Często człowiek, który miał przykre doświadczenia (np. rodzic-narcyz lub partner-narcyz), traci zaufanie do ludzi, do wszystkich ludzi. Jest ostrożny w kontaktach. I to jest akurat zrozumiałe. Kiedy jednak traci chęć do życia, pojawia się depresja, myśli samobójcze, musi się zatrzymać, aby zrozumieć pewną rzecz, a mianowicie to, że nawet będąc odrzuconym przez wszystkich ludzi (co jest akurat bardzo mało realne), z jakiegoś powodu pojawił się na tym świecie, że jest chciany, choćby tylko przez Boga, którego ma w sobie. Rację ma Karl Renz, mówiąc, że prawdziwą miłość ma się tylko w sobie, czyli tak naprawdę Boga. To jest jedyne miejsce, gdzie w obszarze samsarycznym jest Bóg, duchowe wnętrze. Sama Samsara nie jest tworem Boga, dlatego Bóg nie może odpowiadać za zło i cierpienie, które ma tu miejsce.
Reasumując: Skoro Bóg powołał kogoś na ten świat, to nie może tego kogoś odrzucić. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby zawierzyć Bogu, że to, co nas spotyka, ma głębszy sens, i robić wszystko, co w naszej mocy, żeby żyć w zgodzie ze samym sobą, czyli po prostu szczęśliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz