(Do czytania tekstu zalecam użyć rozszerzenie "Dark Background and Light Text". W przeciwnym razie kolor czcionki może ulec zmianie.)
Paul Block
NIEBO NAD REYKJAVIKIEM
Nie smuć się. Wszystko, co tracisz, powróci do ciebie w innej formie.
Paul Block
NIEBO NAD REYKJAVIKIEM
Nie smuć się. Wszystko, co tracisz, powróci do ciebie w innej formie.
Rumi
Soren był wściekły. Amerykanie nazywają ów stan przez
określenie bloody pissed. No ale nie mogło być inaczej. Idiotka, z którą
siedział w knajpce, przekroczyła właśnie wszelkie granice głupoty. Chcąc zrobić
na nim wrażenie, bez przerwy wtrącała do rozmowy zwroty i idiomy angielskie.
Ok, znam język angielski, ale nie jestem przecież filologiem. Co ona sobie
myśli? Że będzie przez to inteligentna? Kolejna kretynka – myślał. No nic.
Lepiej spędzić wieczór samotnie w towarzystwie piołunu i Johannssona niż szukać
na siłę kobiety do kochania. Nie było innej możliwości. He has to fuck up the
meeting. Pożegnał się jednak grzecznie z piękną damą i wyszedł z baru.
- Bardzo cię przepraszam, ale zapomniałem nakarmić kota. Może
innym razem – to powiedziawszy ruszył w kierunku domu. W rzeczywistości nie
miał kota. Jego towarzyszem życia był pięcioletni jamnik o imieniu Joke.
Pamięta, jak Joanna kupiła go u niemieckiego hodowcy. Oboje uwielbiali tego
psiaka.
Soren był wyraźnie zmęczony i pragnął tylko wrócić do swojego
mieszkania. Kolejna nieudana randka. Co zrobić? Aha, no i oczywiście nie miał
zamiaru spotykać się ponownie z tą, pożal się Boże, anglistką od siedmiu
boleści...Wróciwszy do domu, nalał sobie lampkę czerwonego wermutu. Dodał do
niego, jak zawsze, kostkę lodu i plasterek cytryny. Czasem wrzucał do trunku
zieloną oliwkę bez pestki, oczywiście pod warunkiem
że nie zapomniał kupić nowego słoiczka ulubionego przysmaku, wracając z pracy.
Stary był już zazwyczaj pusty poprzedniego wieczoru.
Brakowało jeszcze tylko muzyki, włączył więc swoją ulubioną
płytę. Tak, był staroświecki. Kolekcjonował stare rzeczy związane z muzyką, a
wśród nich znajdowały się: fonografy, patefony, wczesne gramofony, a także
późniejsze adaptery winylowe oraz magnetofony szpulowe. Tym razem użył jednak
nowoczesnego sprzętu CD, który dostał w prezencie od żony podczas, jak się
okazało, jej ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Po chwili z cyfrowego
odtwarzacza popłynęły dźwięki "Fordlandii". Pociągnął łyk wina i
zanurzył się w myślach. Mijały właśnie dwa lata od śmierci Joanny, a on nadal
nie mógł pogodzić się z jej odejściem. Sądził, że kiedy znajdzie szybko kolejną
kobietę, zapomni o bólu, który wywoływała w nim wciąż na nowo utrata Joanny. Ku
jego nieszczęściu trafiał na same idiotki, a to tylko zwiększało w nim gorycz i
tęsknotę za żoną. Joanna była dla niego wyjątkową osobą. Żona, przyjaciel i
kochanka w jednej kobiecie. Jeśli istnieje coś takiego jak bliskość dusz -
myślał - to z pewnością on i ona byli bliskimi sobie duszami.
...
Helen kończyła właśnie śniadanie. To samo, co zwykle, czyli
grecki jogurt, siemię lniane, małe kawałki daktyli i suszonej śliwki. Oblizując
ostatnią łyżeczkę jogurtu, wyjrzała za okno. Czerwiec tego roku był wyjątkowo
piękny. W jej sadzie zakwitły już na całego kwiaty jabłoni i gruszy, a
przydomowa altanka zarośnięta była gęsto przez słonecznik. Podobną altankę
mieli jej rodzice w Polsce, a słonecznik przypominał jej o szczęśliwym
dzieciństwie spędzonym u ich boku. Potem było liceum i studium krawieckie.
Próbowała też zdawać na studia. Wymarzyła sobie filologię rosyjską, ponieważ
bardzo lubiła czytać Tołstoja i Czechowa. Niestety w tamtych czasach dostanie
się na studia, nie mając przynajmniej jednego z rodziców w partii, graniczyło z
cudem. Zatrudniła się więc w wielkim zakładzie krawieckim. Tam też poznała
swojego przyszłego męża Mariusza.
Mariusz był z zawodu kierowcą. Oboje kochali się bardzo i
przez pierwsze dwa lata ich małżeństwa wiedli spokojne rodzinne życie. Najpierw
urodziła syna Artura, a potem drugiego syna Tomka, i wtedy właśnie wszystko
zaczęło się psuć. Mariusz zrobił się bardzo nerwowy. Przez nadużywanie alkoholu
stracił prawo jazdy. Dzięki znajomości jego ojca z miejscowym prokuratorem
dostał tylko wyrok w zawieszeniu, ale mimo tego nie mógł już dłużej pracować w
firmie. Szef Mariusza nie chciał mieć kierowców uzależnionych od alkoholu,
toteż musiał on poszukać sobie innego zajęcia. Z czasem znalazł zatrudnienie
jako ochroniarz w sklepie, jednak jego zarobki były zdecydowanie niższe niż w
poprzedniej pracy. Problem z alkoholem i brak kontroli nad sobą doprowadziły do
tego, że często bił Helen. Prowokował awantury. Albo uderzał ją w twarz, albo
kopał w brzuch. Po kilku większych ekscesach nie była już w stanie tego
wytrzymać. Ciotka ze strony matki zaoferowała jej pomoc:
- Weź dzieci i przyjeżdżaj do mnie!
Ciotka Hanna mieszkała od wielu lat w Kanadzie. Udało się jej
uciec z PRL jeszcze przed stanem wojennym. Najpierw promem dostała się do
Szwecji, ukryta między towarami, potem już legalnie samolotem do Vancouver na
zaproszenie od swojej znajomej. Była starą panną. Nie miała zaufania do
mężczyzn. Po kilku przykrych dla niej doświadczeniach postanowiła się z żadnym
nie wiązać, a że nie posiadała dzieci, traktowała Helen jak córkę.
Jak wytłumaczę to rodzicom? - zastanawiała się wtedy jeszcze
Helena. Imię na Helen zmieniła dopiero po uzyskaniu kanadyjskiego obywatelstwa.
Na szczęście ojciec i matka zrozumieli, że jedynym wyjściem dla niej i chłopców
będzie wyjazd z Polski. Tylko w ten sposób uwolni się na zawsze od Mariusza. Wyjazd
do Kanady miał być wybawieniem od alkoholowego tyrana. Znajomości jego ojca nie
sięgają tak daleko.
...
Dieter wyszedł ze szpitalu i podążył chodnikiem bezpośrednio
w kierunku przystanku S-Bahn. Wsiadł do tramwaju jadącego do centrum miasta i
dojechał nim na Alexanderplatz, a stamtąd udał się schodami w kierunku
przystanku U-Bahn. Podziemny tramwaj wiózł go do przystanku na Lutherplatz, na
którym zawsze wysiadał, udając się w stronę akademika.
Dzień wyjścia ze szpitala zbiegł się z rozpoczęciem kolejnego
Wintersemester. Z jednej strony cieszył się na początek roku akademickiego,
gdyż ponownie będzie mu dane zobaczyć Johannę, z drugiej strony bał się jej
reakcji na wieść o tym, że jest chory. Johanna była jego najlepszym
przyjacielem, i tylko przyjacielem. Była związana z Thomasem, studentem prawa,
a Dieter to szanował. Kochał ją, ale nie było to coś w rodzaju zakochania. Była
mu po prostu bliska, i nie wiedział dlaczego...
Oboje studiowali germanistykę i literaturę nordycką. Te
drugie studia wymagały również znajomości jednego z języków skandynawskich. On
początkowo miał wybrać język norweski, ale to pod jej wpływem zdecydował się na
język islandzki. Poza tym wspólny lektorat gwarantował jej towarzystwo, którego
nigdy nie było za wiele.
Johanna wiedziała, że Dieter ją kocha. Jednak sama nie
odczuwała nic szczególnego w związku z jego osobą. Oczywiście czuła jakieś
dziwne i niezrozumiałe dla niej przyciąganie, ale sądziła, że wynika to z jej
potrzeby bycia docenianą i pożądaną, i że jeśli będzie trzeba, to jest w stanie
w każdej chwili zakończyć tę znajomość bez zbędnego żalu czy cienia goryczy.
Dieter w pełni akceptował związek Johanny z Thomasem. Poznał
ją w momencie, kiedy już z nim była. Wolałby naturalnie być na jego miejscu,
ale miał w sobie niepopularną jak na owe czasy przyzwoitość, która nie
pozwalała mu ingerować w ich związek. I nawet rady jego matki w stylu -
"Patrz tylko na to, żeby tobie było dobrze" - akurat w tym przypadku
nie robiły na nim wrażenia. Jego zasadą było: "Nie czyń szczęścia sobie
kosztem szczęścia innych". I oczywiście maksyma ta sprawdzała się, jednak
tylko do czasu.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz