Zapraszam na opowiadanie z 2018 roku pt."Odi et amo", które zostało opublikowane na stronie mojego kolegi Andrzeja:
https://swiatducha.wordpress.com/2018/12/23/dzisiaj-niespodzianka-pod-choinke-kolega-o-artystycznym-pseudonimie/
Przyjemnej lektury!
niedziela, 26 maja 2019
Opowiadanie "Niebo nad Reykjavikiem" - część VII, ostatnia.
- Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz wychodziłaś z ciała.
Kiedy dokładnie to było? - zaczęła pani Ingrid po wprowadzeniu jej w stan alfa.
- Wychodzę z ciała w górę i patrzę na postać. To mężczyzna.
Jest całkowicie zakrwawiony. Obok stoi kobieta.
- Co robi ta kobieta?
- Jest przerażona. Trzyma nóż.
- Czy to ona go zabiła?
- Tak.
- Co dzieje się dalej?
- Zaczynam lecieć do góry w kierunku światła. Potem światło
gaśnie i lecę w dół. Przyśpieszam i wpadam do wody.
- Opisz to miejsce. Co robisz?
- To błękitny ocean, a ja w nim nurkuję.
- Jak to nurkujesz?
- Normalnie. Mogę oddychać pod wodą. Płynę coraz głębiej.
Docieram do miasta. Są tam murowane domy. Płynę dalej i docieram na duży plac.
To przypomina rynek.
- Czy to podwodne miasto? Opisz to miejsce.
- Tak. To głęboko pod wodą. Słyszę śpiewy. Jakiś chór. Jaka
piękna melodia... Pojawia się czerwona postać.
- Czy mówi coś do ciebie?
- Powiedziała, że nazywa się Pad i …, że jest moim
przewodnikiem. Pojawiają się inne kolorowe postacie. Teraz odzywa się biała. Ma
na imię Atm.
- Rozmawia z tobą?
- Tak. Mówi, że jest ze mnie zadowolony, że dobrze odrobiłam
lekcję. Mam być teraz kobietą.
- Co to znaczy?
- Dobrze sobie radzę zarówno w ciele mężczyzny, jak i
kobiety, jednak będąc akurat kobietą, lepiej będę mogła wywiązać się z moich
zadań. To potrzebne do rozwoju innych dusz.
- W porządku. Wróćmy jeszcze do tego zakrwawionego mężczyzny
i kobiety z nożem. Czy możesz powiedzieć, co się wydarzyło?
- Kłócili się. Ona była pijana.
- Dlaczego go zabiła?
- Była wściekła na niego. Uważała, że zdradzał ją i
okłamywał. Nie żyje, ale jeszcze się spotkają...
- W jaki sposób?
- Ja będę teraz kobietą, a ona będzie mężczyzną.
- Dlaczego mężczyzną?
- Ona musi się nauczyć panować nad sobą. Łatwiej jej będzie w
ciele mężczyzny niż kobiety.
- A ty masz być kobietą? Przecież też nie sprostałaś zadaniu
jako mężczyzna.
- Sprostałam. Tamta kobieta wymyślała sobie różne
wyimaginowane historie. Jako mężczyzna byłam otwarta na ludzi, ale nigdy nie
zdradziłam żony. To ona stwarzała mi problemy. Była uzależniona od alkoholu.
Teraz potrzebna jest powtórka. Jako kobieta mam pomóc jej przebrnąć przez tę
samą lekcję. Miejmy nadzieję, że tym razem z sukcesem...
...
Po sesji Soren i Helen opowiedzieli pani Ingrid historie ze
swojego życia, próbując je jakoś powiązać z tym, czego doświadczyli podczas hipnozy.
Każde z nich rozmawiało z hipnoterapeutką na osobności. Pierwszy do gabinetu
pani Ingrid wszedł Soren, a godzinę później jego drzwi przekroczyła Helen.
Hipnoterapeutka wyjaśniła im, że pochodzą z tej samej grupy
dusz. Zauważyła, że dusza Helen jest nieco starsza, a przede wszystkim bardziej
doświadczona od duszy Sorena, i może dlatego odgrywa ona rolę jego
„nauczyciela” w tym życiu.
Problem duszy Sorena i mężczyzny zmarłego podczas zabiegu
polegał według niej na zbytnim przywiązaniu do miłości ziemskiej. Wszelkie
rozstania na linii mężczyzna - kobieta wywoływały w jego duszy sprzeciw i brak
akceptacji. W tym sensie Joanna była dla Sorena nauczycielem, jednak nie udało
jej się go wystarczająco dobrze „wyedukować”, dlatego na pomoc została wysłana
Helen.
Z kolei jej dusza jest już na tyle doświadczona – tłumaczyła
pani Ingrid – że nie musiała więcej przychodzić na ten świat, ale zrobiła to z
własnej woli, by pomagać innym duszom, czyli między innymi mężowi alkoholikowi
oraz Sorenowi.
Poza tym trzeba zaznaczyć – powiedziała im hipnoterapeutka -
że dusze nie inkarnują w stu procentach. One w jakimś procencie przebywają w
duchowym świecie, więc tak naprawdę dusza Sorena przebywa teraz z duszą Joanny
i innymi duszami, także z duszą Helen, skoro wszyscy należą do tej samej grupy.
W tym sensie nie ma czegoś takiego jak rozstanie. Tylko w naszym świecie
ubzduraliśmy sobie takie rzeczy – wyjaśniła pani Ingrid.
Oznajmiła również Sorenowi, że jego dusza i dusza Joanny
znają się już bardzo dobrze i mocno kochają, lecz obecnie chcą spróbować czegoś
innego. Być może jest to lekcja związania się z inną duszą na Ziemi lub też
lekcja bycia samemu. W każdym bądź razie chodzi o nowe doświadczenia.
Hipnoterapeutka oświadczyła z kolei Helen, że jej dusza wcale
nie musiała już inkarnować. Niemniej jednak zgodziła się na kolejne wcielenie,
aby pomóc zrozumieć duszy Sorena i innym napotkanym na swej ziemskiej drodze
duszom pewne duchowe prawdy. To im obiecała przed urodzeniem. Alkoholizm jej
partnerki z poprzedniej inkarnacji oraz męża z obecnego wcielenia to problem
dotyczący bliskiej dla niej duszy. Dusza ta poprosiła ją o pomoc. I o ile w
pierwszym przypadku nie udało się pomóc, to za drugim razem całkowite zerwanie
kontaktu między nimi ma być bodźcem, który uzmysłowi duszy bliskiej dla Helen,
że tak dalej nie może postępować, że musi ostatecznie zerwać z nałogiem. Albo
samemu, albo przy pomocy innych dusz. Na to już wpływu Helen nie miała.
...
Stał na terenie terminalu imienia Leifura Eirikssona na
lotnisku w Keflaviku i odprowadzał obie kobiety wzrokiem. Nie spodziewał się,
iż te kilka dni spędzonych z Helen tak odmieni jego życie, że będzie mógł
spokojnie wrócić na dawne tory, z których to koleje losu go wypchnęły.
Að hafa czy Ađ vera?[1]
– odwieczne pytanie, na które sami musimy znaleźć odpowiedź. Wiedział dobrze,
że na pewne rzeczy w swoim życiu nie ma wpływu. Te wszystkie doświadczenia są
po to, by się uczył. Jego dusza pragnie się rozwijać. Taki jest tego cel. I to
jest jedyny cel. Może i ma to sens – pomyślał – to by tłumaczyło wiele rzeczy i
sprawiało, że jeszcze ostatecznie nie zwariował.
Przypomniał sobie ostatnie słowa z sesji: "W świecie
duchowym nie ma Í gær, Í dag, Á morgun. Nie istnieje
tam Fortíð, Nútíđ, Framtíð."[2]
Spojrzał na odlatujący samolot. Pamiętał tylko, że Helen powiedziała mu na
pożegnanie, żeby skupił się na dniu dzisiejszym, czyli na pracy i poznawaniu
młodych kobiet. A nuż w końcu znajdzie się taka, która spełni jego oczekiwania
i będzie dobrą kandydatką na żonę i matkę.
Patrzył przez wielką szybę terminala na zachodzące słońce i
widział w nim wszystko. Bliskich sobie ludzi, miłe zdarzenia i nadzieję na
ponowne spotkanie z nimi. Był tego pewien. To tylko kwestia czasu. Nawet jeśli
długiego, nie miało to znaczenia. On nadejdzie. Prędzej czy później... Po
chwili na niebie nie było już widać samolotu.
Opowiadanie "Niebo nad Reykjavikiem" - część VI
Po ostatniej rozmowie z Johanną jego stawy pokryła łuszcząca
się skóra. A jak wyczytał u totalnych biologów, stawy były związane z
emocjonalnym konfliktem podwójnego oddzielenia, atakiem na integralność i
obniżeniem poczucia własnej wartości. Sytuacja z Johanną przypomniała mu
konflikt dotyczący rodziców. Obecna relacja z nią nie dawała mu satysfakcji,
mimo to nie chciał jej stracić. Wszystko by się zgadzało – myślał. Oni mnie
zostawili! Dlaczego mnie to spotyka? To prawda, mogę widywać rodziców co jakiś
czas, ale nie jest to już dom, jakiego pragnę. Mogę również spotykać się z
Johanną, lecz nie na takich zasadach, jakie bym chciał. To dla mnie za mało,
podobnie jak w przypadku mamy i taty. Ja już chyba tego nie zniosę! I do tego
te ciągłe swędzące czerwone plamy z łuszczącą się skórą... Był załamany tą
sytuacją i jednocześnie rozczarowany ludźmi. Na dodatek odczuwał już drugi
dzień silny ból z prawej strony brzucha. Pewnie to przez te nerwy – myślał.
Zastanawiał się, jak to w końcu jest z tym szczęściem? Mamy
jakąś wizję udanego życia: zdobycie wymarzonej pracy, poznanie ukochanej osoby,
wspólne życie, dom, dzieci itd. Dążymy do tego, a jednak niektórzy z nas nie
docierają do celu. Nie jest im dany. Pragną go, idą w jego kierunku, a mimo to
przeszkody na drodze są nie do usunięcia czy choćby wyminięcia. Przeżywają
swoje życie na marzeniach. Pozostają im tylko małe radości – kino, spotkanie ze
znajomymi, książka – i niewielka nadzieja, że wszystko wkrótce się zmieni. Ta
mała nadzieja trzyma ich przy życiu. Bez niej przestaliby istnieć.
A może tylko chciałem podzielić się z tobą, co odczuwa moja dusza, kiedy
chodzę po starych uliczkach Londynu? – skarżył się w myślach Dieter. Nie wiesz
nawet, że byłem na wycieczce w Anglii, prawda? Może chciałem powiedzieć ci, co
czuję, kiedy słyszę jedną z kompozycji Bacha. Tyle i aż tyle. Nigdy nie byłaś
tym zainteresowana, ponieważ nigdy mnie nie szanowałaś. Nie miałaś takiego
zamiaru. Nic by się nie stało, gdybyś powiedziała mi, że byłaś w Grecji czy w
Pradze, i opisała mi swoje wrażenia stamtąd, skoro uważasz mnie za tak
wielkiego przyjaciela. Powiesz: „Nie chciałam tego robić, bo wiem, że mnie
kochasz, a ja nie jestem w stanie tego odwzajemnić. Nigdy.” Pamiętasz, jak
prosiłaś mnie, abym zwracał się do ciebie „Joanna”, a nie „Johanna”? A ja nigdy
tego nie zrobiłem, właśnie ze względu na to, jak mnie traktowałaś. Z myśli
wyrwało go silne ukłucie po prawej stronie brzucha.
...
Gabinet pani Ingrid znajdował się niedaleko kościoła
Hallgrimskirkja. Akurat tego dnia jeden z klientów odmówił spotkania z powodu
choroby, dlatego Soren i Helen postanowili skorzystać z okazji. Pani Ingrid
okazała się sympatyczną kobietą w wieku Helen. Hipnoterapeutka opowiedziała
krótko o sobie i swoich zainteresowaniach związanych z terapią
międzywcieleniową oraz o celach z nią związanych. Wyjaśniła obojgu przebieg
sesji, uspokajając ich, że nie ma się czego bać. Powiedziała im, że dusze
posiadają jaźnie odmienne od tożsamości jednoczących się z nimi ciał i znają przebieg
życia, w które się wcielą. Natomiast osobowość istoty, w którą inkarnuje dusza,
nie ma o tym zielonego pojęcia. W momencie urodzenia pojawia się amnezja
umysłu, zablokowanie wiedzy o świecie duchowym. O ile małe dzieci mogą mieć
jeszcze przebłyski świata duchowego, o tyle w wieku szkolnym program amnezji
działa już w pełni.
Pani Ingrid stwierdziła, że wszystkie życiowe problemy
człowieka wynikają z jego nieumiejętności posługiwania się własnymi uczuciami.
Emocje są szczególnie związane z ciałem, a zadaniem duszy jest nauczyć się, jak
sobie z nimi radzić. Dusza daje z kolei człowiekowi takie rzeczy jak intuicję,
wyobraźnię czy koncepcję moralności.
Hipnoterapeutka powiedziała, że po śmierci spoglądamy na
swoje ciało z góry i w tym momencie wszystkie nasze wspomnienia na temat
przeszłych żyć oraz tego, kim jesteśmy naprawdę jako dusze, wracają do nas. W
końcu zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy nieśmiertelnymi duszami. Powraca do nas
świadomość tej nieśmiertelności i wtedy ponownie łączymy się z naszymi bliskimi.
...
- Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz wychodziłeś z ciała.
Kiedy dokładnie to było? - zaczęła pani Ingrid po wprowadzeniu go w stan alfa,
czyli hipnozy.
- Opuszczam tamto ciało. Unoszę się nad nim. Ono leży na
stole operacyjnym. Widzę przy nim dwóch lekarzy i dwie pielęgniarki. Reanimują
ciało. Jest już za późno...
- Opisz to ciało. To mężczyzna czy kobieta?
- Młody mężczyzna.
- Dobrze. Co dzieje się dalej?
- Nadal wiszę nad tym ciałem. Przykrywają je prześcieradłem.
Ja jednak żyję! Obserwuję to z góry.
- Co dzieje się potem?
- Później nade mną pojawia się bardzo jasne światło. Nagle to
coś, czym jestem, zaczyna lecieć. Bardzo szybko lecieć w kierunku tego
światła...
- Kontynuuj.
- Po chwili jestem w jakiejś ciemnej przestrzeni
rozświetlonej przez gwiazdy. Przypomina to nocne niebo albo raczej kosmos.
Przyśpieszam lot i po chwili znajduję się wysoko na ogromnej chmurze.
- Chmurze?
- To przypomina chmurę. Nie wiem, jak to opisać. Pojawia się
istota...
- Opisz tę istotę.
- Ma niebieską szatę na sobie i... niewyraźną twarz.
- Czy mówi coś do ciebie?
- Głaszcze mnie po plecach. Czuję przy niej jakiś taki
niesamowity spokój i całkowitą akceptację. Przedstawia się jako Pax. Mówi, że
jest moim aniołem stróżem.
- Co robi Pax?
- Prosi, bym szedł za nim. Wchodzimy do jasnej dużej sali.
Przebywa tam dwanaście innych podobnych mu aniołów ubranych w kolorowe szaty.
Jeden z nich, ten w białej szacie, zbliża się do mnie.
- Czy mówi coś do ciebie?
- Tak. Przedstawia się jako Atm. On tu jest najważniejszy.
Opowiada mi o tym miejscu.
- Co dokładnie?
- Mówi, że choć moje ciało jest martwe, to moja dusza żyje
wiecznie..., i że muszę zdać relację. O mój Boże!
- Co się dzieje?
- Biały anioł mówi, że nie podołałem swojemu zadaniu. Jednak
mogę to jeszcze naprawić, ponieważ wybrałem dwa życia na Ziemi jednocześnie...
- Co to znaczy?
- Atm mówi, że chciałem przyśpieszyć swoją naukę, dlatego
poprosiłem wcześniej o dwa życia w tym samym czasie.
- Czy to znaczy, że jesteś jeszcze w innym ciele?
- Byłem w tym zmarłym mężczyźnie, lecz nie sprostałem
zadaniu.
- W porządku. Czy biały anioł mówi coś jeszcze?
- Tak. Mam dokończyć nauki w tym drugim ciele. Sam o to
proszę, a on się na to zgadza.
- Czy możesz dokładnie powiedzieć, co się wydarzyło tamtemu
mężczyźnie?
- Tak. Miał zapalenie wyrostka robaczkowego. Jego ciało nie
wytrzymało zabiegu. Był wściekły na kilka osób, a w szczególności na jedną.
Chciał ją mieć dla siebie na "czarną godzinę", a ona zrobiła mu psikusa,
blokując go... Utracił rezerwę...
...
Opowiadanie "Niebo nad Reykjavikiem" - część V
Helen miała dziwne
wrażenie, że skądś zna tego mężczyznę. Deja vu? Nie, to niemożliwe. Był dużo
młodszy od niej. Wywoływał w niej same pozytywne odczucia, więc od razu go
polubiła. Nie czuła erotycznej fascynacji jego osobą, jednak miała wrażenie, że
łączy ją z nim jakaś więź, i nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć. Bardzo
rzadko zdarza się w naszym życiu owo poczucie, iż ktoś działa na nas tak,
jakbyśmy już go znali od wielu lat. Czy to jakaś magia? A może da się znaleźć
na to racjonalne wyjaśnienie? Nie – myślała – Nie obędzie się tu chyba bez
ezoteryki – roześmiała się w myślach.
Helen zrobiła również
wrażenie na Sorenie. Z niewiadomych przyczyn uważał ją za bliską sobie osobę.
Wydawała mu się nie tylko ciepła i serdeczna, ale też bardzo inteligentna w
sensie emocjonalnym. Poza tym czuło się od niej bardzo pozytywną energię, która
również i jemu się udzieliła. Od czasu śmierci Joanny żył tylko wspomnieniami,
a spotkanie z Helen sprawiło, że nabrał chęci do życia. I nie wiedział, skąd
nagle taka zmiana?
...
Choroba nie pozwalała mu na normalne życie. Nawet latem
musiał nosić długie spodnie oraz bluzę lub t-shirt z długimi rękawami, kiedy
wychodził na miasto. Łuszcząca się skóra rzucała się w oczy. Poza tym cholernie
swędziała. Wystarczyło, że był lekko zdenerwowany, chwilę później dostawał
nieprzyjemnego zapalenia skóry na ramionach i klatce piersiowej. W końcu jednak
ktoś to zauważy. Na szczęście choroba nie dotknęła skóry głowy, bo wtedy i
dobra czapka nie zdołałaby jej ukryć.
Po diagnozie lekarskiej Dieter był załamany i rozgoryczony.
Nie miał z kim o tym porozmawiać. Po separacji jego rodzice byli zajęci nowymi
partnerami. Poza tym nie chciał im o tym mówić. Postanowił powiedzieć o chorobie
tylko Johannie, lecz ostatecznie zrezygnował z tego zamiaru. Bał się jej
reakcji i nie wiedział tak naprawdę, dlaczego... Obawiał się odrzucenia?
Przecież i tak nie była z nim. A może lękał się poczucia bycia gorszym z racji
choroby?
Miał już dość ciągłego smarowania się kortyzolem, cygnoliną i
innymi cholernymi maściami. Owszem pomagały, ale tylko na chwilę. Jego lekarz
prowadzący powiedział, że tej choroby nie można wyleczyć, i że będzie musiał
jakoś z tym żyć, bo medycyna nic na to nie poradzi. Nie chciał jednak tak łatwo
dać za wygraną. Postanowił poszukać więcej informacji o łuszczycy, także w
alternatywnych źródłach, i natrafił na tak zwaną totalną biologię.
Według niej łuszczyca jest wynikiem podwójnego konfliktu
separacji. Wszystko to by się u niego zgadzało – pomyślał. To nieustanne
kłótnie rodziców i stres z tym związany doprowadziły go do choroby. Początkowo
trzymał stronę mamy, sądząc, że ona jest ofiarą, a ojciec stroną atakującą. Z
czasem zaczął dostrzegać też pewne racje ze strony ojca. Kiedy doszło do ich
rozwodu, poczuł ulgę, że udręka wreszcie się skończyła. Jednak nie chciał
utracić żadnego z rodziców. Pragnął z obojgiem utrzymywać dobre relacje.
Natychmiast po tym wydarzeniu zauważył na skórze suche, białe liszaje. Skóra
zaczęła się łuszczyć, a zrogowaciała warstwa naskórka odpadać. Jednocześnie
pojawiła się u niego egzema, czyli atopowe zapalenie skóry. Według totalnej biologii czerwone plamy i świąd oznaczały
fazę zdrowienia po konflikcie separacji, natomiast łuszcząca się skóra na ciele
to faza aktywna drugiego konfliktu. Tak więc oba konflikty dotyczyły rodziców:
jeden mamy, drugi taty. Dowiedział się, że łuszczyca związana jest ze stratą,
obawą utraty czegoś lub kogoś ważnego dla nas. Tak opisywała to totalna
biologia.
...
Soren zadzwonił na numer podany mu przez Helen. Będzie czekał
na nią przy hotelowej Veitingahús. Po
dwudziestu minutach spotkali się przy barze. Po uściśnięciu dłoni na powitanie
udali się w kierunku wyjścia. Wsiedli do terenowego chevroleta i pojechali do
jego domu w centrum miasta.
Mieszkanie Sorena było skromnie
umeblowane. Miało dwa pokoje, kuchnię i łazienkę. Nie było duże, a jednak
przytulne. W pokoju gościnnym znajdowała się pięknie zdobiona drewniana ława,
przy której mieściły się dwa skórzane taborety. W rogu pomieszczenia tuż przy
oknie stał stolik z niewielkim telewizorem, a naprzeciw niego podwójne łózko.
Soren zaproponował jej swojego
ulubionego piołunowego drinka. Zgodziła się. Nie piła zazwyczaj wermutu. Była
raczej miłośniczką półwytrawnego czerwonego wina, ale z miłą chęcią próbowała
nowych rzeczy. Podał jej lampkę alkoholowego trunku i usiadł obok niej przy
ławie.
- Słyszałem trochę o ezoteryce, ale
nie traktuję tego poważnie – zaczął.
- A co dokładnie?
- Można chyba też do niej zaliczyć
horoskopy, nieprawdaż?
- Raczej tak. Mój znak to
bliźnięta, a w zodiaku chińskim jestem smokiem.
- Ja jestem rakiem. Nie wiedziałem,
że jest coś takiego jak horoskop chiński.
- Jest. Kiedy dokładnie się
urodziłeś?
- Dwudziesty szósty czerwiec 1980
rok.
- Czyli jesteś małpą...
- A co to oznacza? - uśmiechnął się
Soren.
- Małpa to ciekawska,
spostrzegawcza i towarzyska osoba. Lubi spotkania z interesującymi ludźmi oraz
podróże. Z kolei smok to wesoły altruista i marzyciel. Ma jednakże silny
charakter i wiele energii do działania.
- Ciekawe, ale czy prawdziwe?
- U mnie chyba się zgadza –
zaśmiała się Helen – Jakbyś chciał nieco więcej dowiedzieć się o sobie, to
zapoznaj się może z Human Design. Według tej klasyfikacji jestem manifestującym
generatorem.
- Nic nie rozumiem – uśmiechnął się
ponownie.
- Możesz poczytać o tym na
internecie, wtedy pojmiesz więcej. Jest dużo stron na ten temat.
Nie mieli już nic do picia. Soren
nalał im więc drugą lampkę piołunu.
- Więc jak to jest z tą twoją
wiarą? - spytał.
- No cóż, jako osoba niewierząca
możesz potraktować tę opowieść jako zwykły stek bzdur wypowiadanych przez stara
wariatkę.
- Wcale tak nie myślę – uśmiechnął
się i dodał – Oświeć mnie!
- Dobrze. Jak już mówiłam,
zapoznałam się z wieloma książkami o tematyce ducha i doszłam do wniosku, że
ten świat musi mieć swojego Stwórcę. Jednak religie mylą się co do jego
intencji. Nie chodzi wcale o zbawienie naszych dusz, a o ich naukę.
- Mów proszę dalej – powiedział
Soren, pociągając łyk piołunu.
- Najważniejszą lekcją dla nas jest
odkrycie, że tak naprawdę wszyscy od siebie zależymy. Nikt nie jest bardziej
lub mniej ważny. Naszym celem jest pomaganie sobie nawzajem.
- Wiesz, że to trudne...
- Nikt nie mówi, że to łatwe.
Jednak tylko w ten sposób można dotrzeć do Boga.
- Nie wiem, co o tym myśleć. Nie,
nie mam cię za wariatkę, lecz muszę mieć jakiś dowód. Jest tyle zła na świecie,
że trudno mi uwierzyć w Boga.
- Istnieje coś takiego jak
terapeutyczna hipnoza do życia między wcieleniami, w skrócie LBL. Słyszałam już
o tym w Kanadzie, nigdy jednak tego nie próbowałam, ale przeglądając strony
internetowe przed przylotem na Islandię, znalazłam informację o gabinecie
zajmującym się taką hipnoterapią w Reykjaviku. Terapię prowadzi pani Ingrid,
jedyna dyplomowana islandzka hipnoterapeutka LBL. Może warto spróbować?
- Nie jestem pewien, czy to dobry
pomysł. Brzmi to dla mnie trochę zabawnie – uśmiechnął się i dodał – ale jeśli
zrobisz to razem ze mną, to jestem gotów się tego podjąć. Skoro pomoże mi to
odkryć Boga...
- Nie tylko Boga, ale i siebie.
- To co? Zgadzasz się? Dzwonimy do
tej pani Ingrid? - zaproponował.
- Dobrze! Niech ci będzie –
powiedziała ochoczo Helen. Chciałam już to zrobić wcześniej, ale jakoś nie było
odwagi albo raczej okazji. Widocznie teraz taka mi się przytrafiła.
...
Opowiadanie "Niebo nad Reykjavikiem" - część IV
Trzeciego dnia wycieczki pogoda była nieco lepsza, ale pewnie
dlatego, że 21 czerwca to najdłuższy dzień w roku na Islandii i słońce zachodzi
dopiero po północy, by pojawić się znowu tuż przed trzecią. Wyjechali
chevroletem z Reykjaviku w kierunku południowo - wschodnim i dotarli do
miejscowości Hveragerdhi, potem skręcili na północny wschód i mijając
malownicze Keridh dojechali do Skalholt, siedziby pierwszych biskupów
islandzkich. Następnie dotarli nad Gulfoss, Złoty Wodospad, uznany za
najpiękniejszy w całym kraju, i zaraz potem pojechali do Doliny Haukadalur,
czyli miejsca źródeł geotermalnych, z których najbardziej znane to dwa gejzery:
Stori Geysir (największy na wyspie, obecnie nieczynny) i Strokkur, z którego
woda wytryska co 5-10 minut na wysokość 20 metrów. Później udali się do Parku
Narodowego Thingvellir.
W kolejnych dniach objechali
między innymi najdłuższy w kraju fiord Hvalfjórdhur ze zniewalającym
krajobrazem, podziwiali niezwykle piękne wodospady Hraunfossar i Barnafossar na
rzece Hvita oraz lodowiec Langjókull, którego powierzchnia wynosi 1000
kilometrów kwadratowych, a grubość kilkaset metrów.
Następnie odwiedzili miasto Hafnafjórdhur, w którym znajduje
się klasztor polskich karmelitanek bosych, które ugościły ich kawą i makowcem.
Dalej pojechali przez pokryty lawą półwysep Reykjanes i dojechali do Błękitnej
Laguny. Tam obie panie ponownie zażyły kąpieli w gorących źródłach, a następnie
wraz z Sorenem kontynuowały podróż chevroletem do ważnego islandzkiego portu
rybackiego Grindavik, miasta, którego – jak twierdził pilot – grzechem byłoby
nie zobaczyć. Tam cała trójka odbyła spacer wzdłuż brzegu oceanu i wspięła się
na pobliską górę Thorbjorn o wysokości 243 metrów, aby podziwiać piękny widok
na ocean i miasto.
Nie zamierzali również pominąć podczas swojej wędrówki
Wybrzeża Południowego z malowniczymi wodospadami Seljalandsfoss i Skógafoss
niedaleko lodowca Eyjafjallajókull. Dotarli też do lodowca Myrdalsjókull,
jednego z największych w kraju. Wspięli się na jego skraj i na wysokości 800
metrów nad poziomem morza podziwiali niezwykłe połączenie świata lodu i śniegu.
Ostatniego dnia poruszali się wzdłuż najdłuższej rzeki
islandzkiej Thjórsa, docierając aż do doliny Thjórsardalur. Tam wspięli się na
szczyt Gaukshófdhi i podziwiali z niego wspaniały widok na najbardziej znany
islandzki wulkan Hekla. Na koniec dotarli do 122 metrowego wodospadu Haifoss,
trzeciego co do wielkości na Islandii, zaraz po Morsárfoss (na południowym
wschodzie) i Glymur (na zachodzie). Podczas wyprawy było tak wiele atrakcji i
pięknych widoków, iż obie panie stwierdziły, że będzie im bardzo żal opuszczać
wyspę, ale obiecały sobie, że wrócą tu za rok. Na zakończenie wycieczki Pani
Margaret zażyczyła sobie znowu kąpieli w Błękitnej Lagunie, toteż poprosiła
Sorena, by zawiózł tam ją i Helen następnego dnia.
...
Sommersemester zbliżał się ku końcowi. Dieter już od
dłuższego czasu nie widział Johanny. Tłumaczyła się, że nie ma czasu się
spotkać, ponieważ ma problemy rodzinne. Podobno jej tata miał problemy z
prostatą. Istniało nawet niebezpieczeństwo zachorowania na raka. Jej mamie z
kolei groziła utrata wzroku. Johanna chciała się w tym momencie skupić tylko i
wyłącznie na sprawach domowych.
Tak więc o całej sprawie Dieter dowiedział się zupełnie
przypadkowo. Któregoś dnia usłyszał na korytarzu uczelni plotki koleżanek z
roku. Carolina, przyjaciółka Johanny, opowiadała właśnie niedyskretnie innej
koleżance o tym, jak Johanna zerwała z Thomasem. Ponoć był bardzo niezadowolony
z faktu, że Johanna jest taka otwarta na innych ludzi. Szczególnie nie podobało
się mu, że jego dziewczyna tak łatwo potrafi nawiązywać kontakty z innymi
mężczyznami. Tak mówiła oficjalna wersja rozstania. To był dla niego szok!
Ponoć zerwali jeszcze przed świętami w grudniu. Tymczasem był lipiec, a on nic
o tym nie wiedział. Nie powiedziała mu. Ukrywała przed nim ten fakt. Postanowił
zatem do niej zadzwonić. Wybrał jej numer na komórce i wcisnął symbol zielonej
słuchawki. Odebrała po trzecim sygnale.
- Cześć Dieter! Co tam?
- To ja chcę się zapytać ciebie, co tam?
- O co ci chodzi?
- Rodzice zdrowi? - zaczął od innego tematu.
- Tak, dziękuję. Mama potrzebuje lepszych szkieł w okularach,
natomiast tata musi zmienić dietę. Wtedy wszystko będzie w porządku.
- To super! Rozmawiałem z Thomasem – skłamał.
- Czyli już wiesz.
- Wiem. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Wiesz, dlaczego... Nalegałbyś, byśmy...
- Nawet jeśli, to zawsze mogłaś odmówić.
- Tak, ale bałam się, że cię stracę.
- Jak można stracić kogoś lub coś, czego i tak się nie ma –
wyraźnie się zdenerwował.
- O czym ty mówisz? Przecież jest nasza przyjaźń. Wiele dla
mnie znaczy.
- Naprawdę? Przez ostatnie sześć miesięcy spotkaliśmy się
raptem dwa razy, nie licząc studiów. Z iloma kolesiami spałaś w tym czasie?
- Jak śmiesz? Nigdy ci nic nie obiecywałam w tym temacie.
- Mnie nie chodzi tylko o ten temat.
- A o co?
- Nieważne. Wiesz, chyba będzie lepiej dla nas obojga, jak
zakończymy naszą znajomość. Nie potrzebujemy się nawzajem.
- Mylisz się.
- To, co ty mi oferujesz, to dla mnie za mało... - to
powiedziawszy rozłączył się.
...
Ósmego dnia wycieczki, korzystając z okazji, że pani Margaret
bierze po raz trzeci kąpiel w Błękitnej Lagunie, Soren zaprosił Helen do
miejscowej Gistiheimili na kaffi i köku.
- I
jak Helen? Podoba ci się na Islandii? - zapytał Soren.
- Tu
jest przepięknie! Surowo pięknie, ale i chłodno – odparła.
-
Powinnaś przyjechać tu zimą. Wtedy dopiero jest chłodno – powiedział z
uśmiechem pilot.
-
Wyobrażam sobie. Jak długo już tu mieszkasz?
-
Będzie jakieś kilkanaście lat. Nie jestem tu jednak przez cały rok. Na urlop
jadę albo do Danii, albo do Polski. Do rodziny.
- A w
Reykjaviku nie masz nikogo? - spytała Helen i zarumieniła się na twarzy. Zdała
sobie właśnie sprawę, że wkracza w jego sferę intymną.
- Miałem
żonę, ale niestety zmarła.
-
Przykro mi. Jak to sie stało?
- No
cóż, to się stało prawie dwa lata temu. Joanna była zawsze nieostrożna, jeśli
chodzi o jazdę samochodem, zresztą w wielu obszarach była lekkomyślna.
Przesadziła z prędkością na Autobahnie Norymberga - Monachium i uderzyła w
konwój jadących przed nią samochodów. Zginęła na miejscu.
- Bardzo mi przykro.
- Najgorsze jest to, że jak z nią po raz ostatni rozmawiałem,
doszło między nami do sprzeczki. Wiesz, takie prozaiczne rzeczy. Była straszną
bałaganiarą i czasem ją upominałem z tego powodu. Pracowała również jako pilot
wycieczek, mimo że mogła zostać na uniwersytecie w Reykjaviku i wykładać
literaturę. Specjalizowała się bowiem w islandzkich sagach. Napisała nawet na
ten temat doktorat, jednak po trzech latach pracy na stanowisku Juniorprofessor
postanowiła odejść. Wybrała pracę w terenie razem ze mną. Po naszej kłótni
wzięła tydzień urlopu, po czym wyjechała do rodzinnych Niemiec. I już nie
wróciła.
- Nie powiem ci, że wiem, co czujesz, bo nigdy nie miałam
takiej sytuacji. Musiało być ci ciężko.
- Na początku tak. Z czasem jednak człowiek dochodzi do
siebie, lecz już nic nie jest takie same.
- To prawda. Po trudnych doświadczeniach człowiek staje się
inną osobą. Mnie w takich chwilach pomaga wiara w Boga. Wierzysz w Boga, Soren?
- Pochodzę z luterańskiej rodziny, ale jestem ateistą.
- Ja pochodzę z katolickiej rodziny i wierzę w Boga, jednak
nieco inaczej...
- Co masz przez to na myśli?
- W pewnym okresie mojego życia, po tym jak zostawiłam męża
alkoholika i jak uciekłam od niego z dziećmi do Kanady, zaczęłam czytać różne
książki o tematyce duchowej, żeby sobie to wszystko jakoś wytłumaczyć. Moja
religia nie dawała zadowalających mnie odpowiedzi. Inne religie tak samo.
Szukałam więc gdzie indziej i znalazłam.
- Co takiego?
- To opowieść na dłuższą chwilę.
- W takim razie zapraszam cię dziś wieczorem do siebie, chyba
że masz inne plany.
- Dziękuję. Muszę zapytać jeszcze panią Margaret o jej plany
na dzisiejszy wieczór. Jeśli da mi wolne, to chętnie się z tobą spotkam i
opowiem ci o tym, co odkryłam.
- Myślę, że pani Margaret się zgodzi. To jesteśmy umówieni! –
uśmiechnął się Soren, pociągając łyk kaffi.
...
Subskrybuj:
Posty (Atom)