niedziela, 26 maja 2019

Opowiadanie "Niebo nad Reykjavikiem" - część VII, ostatnia.


- Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz wychodziłaś z ciała. Kiedy dokładnie to było? - zaczęła pani Ingrid po wprowadzeniu jej w stan alfa.
- Wychodzę z ciała w górę i patrzę na postać. To mężczyzna. Jest całkowicie zakrwawiony. Obok stoi kobieta.
- Co robi ta kobieta?
- Jest przerażona. Trzyma nóż.
- Czy to ona go zabiła?
- Tak.
- Co dzieje się dalej?
- Zaczynam lecieć do góry w kierunku światła. Potem światło gaśnie i lecę w dół. Przyśpieszam i wpadam do wody.
- Opisz to miejsce. Co robisz?
- To błękitny ocean, a ja w nim nurkuję.
- Jak to nurkujesz?
- Normalnie. Mogę oddychać pod wodą. Płynę coraz głębiej. Docieram do miasta. Są tam murowane domy. Płynę dalej i docieram na duży plac. To przypomina rynek.
- Czy to podwodne miasto? Opisz to miejsce.
- Tak. To głęboko pod wodą. Słyszę śpiewy. Jakiś chór. Jaka piękna melodia... Pojawia się czerwona postać.
- Czy mówi coś do ciebie?
- Powiedziała, że nazywa się Pad i …, że jest moim przewodnikiem. Pojawiają się inne kolorowe postacie. Teraz odzywa się biała. Ma na imię Atm.
- Rozmawia z tobą?
- Tak. Mówi, że jest ze mnie zadowolony, że dobrze odrobiłam lekcję. Mam być teraz kobietą.
- Co to znaczy?
- Dobrze sobie radzę zarówno w ciele mężczyzny, jak i kobiety, jednak będąc akurat kobietą, lepiej będę mogła wywiązać się z moich zadań. To potrzebne do rozwoju innych dusz.
- W porządku. Wróćmy jeszcze do tego zakrwawionego mężczyzny i kobiety z nożem. Czy możesz powiedzieć, co się wydarzyło?
- Kłócili się. Ona była pijana.
- Dlaczego go zabiła?
- Była wściekła na niego. Uważała, że zdradzał ją i okłamywał. Nie żyje, ale jeszcze się spotkają...
- W jaki sposób?
- Ja będę teraz kobietą, a ona będzie mężczyzną.
- Dlaczego mężczyzną?
- Ona musi się nauczyć panować nad sobą. Łatwiej jej będzie w ciele mężczyzny niż kobiety.
- A ty masz być kobietą? Przecież też nie sprostałaś zadaniu jako mężczyzna.
- Sprostałam. Tamta kobieta wymyślała sobie różne wyimaginowane historie. Jako mężczyzna byłam otwarta na ludzi, ale nigdy nie zdradziłam żony. To ona stwarzała mi problemy. Była uzależniona od alkoholu. Teraz potrzebna jest powtórka. Jako kobieta mam pomóc jej przebrnąć przez tę samą lekcję. Miejmy nadzieję, że tym razem z sukcesem...

                                                                            ...

Po sesji Soren i Helen opowiedzieli pani Ingrid historie ze swojego życia, próbując je jakoś powiązać z tym, czego doświadczyli podczas hipnozy. Każde z nich rozmawiało z hipnoterapeutką na osobności. Pierwszy do gabinetu pani Ingrid wszedł Soren, a godzinę później jego drzwi przekroczyła Helen.
Hipnoterapeutka wyjaśniła im, że pochodzą z tej samej grupy dusz. Zauważyła, że dusza Helen jest nieco starsza, a przede wszystkim bardziej doświadczona od duszy Sorena, i może dlatego odgrywa ona rolę jego „nauczyciela” w tym życiu.
Problem duszy Sorena i mężczyzny zmarłego podczas zabiegu polegał według niej na zbytnim przywiązaniu do miłości ziemskiej. Wszelkie rozstania na linii mężczyzna - kobieta wywoływały w jego duszy sprzeciw i brak akceptacji. W tym sensie Joanna była dla Sorena nauczycielem, jednak nie udało jej się go wystarczająco dobrze „wyedukować”, dlatego na pomoc została wysłana Helen. 
Z kolei jej dusza jest już na tyle doświadczona – tłumaczyła pani Ingrid – że nie musiała więcej przychodzić na ten świat, ale zrobiła to z własnej woli, by pomagać innym duszom, czyli między innymi mężowi alkoholikowi oraz Sorenowi.
Poza tym trzeba zaznaczyć – powiedziała im hipnoterapeutka - że dusze nie inkarnują w stu procentach. One w jakimś procencie przebywają w duchowym świecie, więc tak naprawdę dusza Sorena przebywa teraz z duszą Joanny i innymi duszami, także z duszą Helen, skoro wszyscy należą do tej samej grupy. W tym sensie nie ma czegoś takiego jak rozstanie. Tylko w naszym świecie ubzduraliśmy sobie takie rzeczy – wyjaśniła pani Ingrid.
Oznajmiła również Sorenowi, że jego dusza i dusza Joanny znają się już bardzo dobrze i mocno kochają, lecz obecnie chcą spróbować czegoś innego. Być może jest to lekcja związania się z inną duszą na Ziemi lub też lekcja bycia samemu. W każdym bądź razie chodzi o nowe doświadczenia.
Hipnoterapeutka oświadczyła z kolei Helen, że jej dusza wcale nie musiała już inkarnować. Niemniej jednak zgodziła się na kolejne wcielenie, aby pomóc zrozumieć duszy Sorena i innym napotkanym na swej ziemskiej drodze duszom pewne duchowe prawdy. To im obiecała przed urodzeniem. Alkoholizm jej partnerki z poprzedniej inkarnacji oraz męża z obecnego wcielenia to problem dotyczący bliskiej dla niej duszy. Dusza ta poprosiła ją o pomoc. I o ile w pierwszym przypadku nie udało się pomóc, to za drugim razem całkowite zerwanie kontaktu między nimi ma być bodźcem, który uzmysłowi duszy bliskiej dla Helen, że tak dalej nie może postępować, że musi ostatecznie zerwać z nałogiem. Albo samemu, albo przy pomocy innych dusz. Na to już wpływu Helen nie miała. 

                                                                        ...

Stał na terenie terminalu imienia Leifura Eirikssona na lotnisku w Keflaviku i odprowadzał obie kobiety wzrokiem. Nie spodziewał się, iż te kilka dni spędzonych z Helen tak odmieni jego życie, że będzie mógł spokojnie wrócić na dawne tory, z których to koleje losu go wypchnęły.
Að hafa czy Ađ vera?[1] – odwieczne pytanie, na które sami musimy znaleźć odpowiedź. Wiedział dobrze, że na pewne rzeczy w swoim życiu nie ma wpływu. Te wszystkie doświadczenia są po to, by się uczył. Jego dusza pragnie się rozwijać. Taki jest tego cel. I to jest jedyny cel. Może i ma to sens – pomyślał – to by tłumaczyło wiele rzeczy i sprawiało, że jeszcze ostatecznie nie zwariował.
Przypomniał sobie ostatnie słowa z sesji: "W świecie duchowym nie ma Í gær, Í dag, Á morgun. Nie istnieje tam Fortíð, Nútíđ, Framtíð."[2] Spojrzał na odlatujący samolot. Pamiętał tylko, że Helen powiedziała mu na pożegnanie, żeby skupił się na dniu dzisiejszym, czyli na pracy i poznawaniu młodych kobiet. A nuż w końcu znajdzie się taka, która spełni jego oczekiwania i będzie dobrą kandydatką na żonę i matkę.
Patrzył przez wielką szybę terminala na zachodzące słońce i widział w nim wszystko. Bliskich sobie ludzi, miłe zdarzenia i nadzieję na ponowne spotkanie z nimi. Był tego pewien. To tylko kwestia czasu. Nawet jeśli długiego, nie miało to znaczenia. On nadejdzie. Prędzej czy później... Po chwili na niebie nie było już widać samolotu.


[1] Mieć czy być?
[2]„W świecie duchowym nie ma wczoraj, dziś, jutro. Nie istnieje tam przeszłość, teraźniejszość, przyszłość.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz