Helen miała dziwne
wrażenie, że skądś zna tego mężczyznę. Deja vu? Nie, to niemożliwe. Był dużo
młodszy od niej. Wywoływał w niej same pozytywne odczucia, więc od razu go
polubiła. Nie czuła erotycznej fascynacji jego osobą, jednak miała wrażenie, że
łączy ją z nim jakaś więź, i nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć. Bardzo
rzadko zdarza się w naszym życiu owo poczucie, iż ktoś działa na nas tak,
jakbyśmy już go znali od wielu lat. Czy to jakaś magia? A może da się znaleźć
na to racjonalne wyjaśnienie? Nie – myślała – Nie obędzie się tu chyba bez
ezoteryki – roześmiała się w myślach.
Helen zrobiła również
wrażenie na Sorenie. Z niewiadomych przyczyn uważał ją za bliską sobie osobę.
Wydawała mu się nie tylko ciepła i serdeczna, ale też bardzo inteligentna w
sensie emocjonalnym. Poza tym czuło się od niej bardzo pozytywną energię, która
również i jemu się udzieliła. Od czasu śmierci Joanny żył tylko wspomnieniami,
a spotkanie z Helen sprawiło, że nabrał chęci do życia. I nie wiedział, skąd
nagle taka zmiana?
...
Choroba nie pozwalała mu na normalne życie. Nawet latem
musiał nosić długie spodnie oraz bluzę lub t-shirt z długimi rękawami, kiedy
wychodził na miasto. Łuszcząca się skóra rzucała się w oczy. Poza tym cholernie
swędziała. Wystarczyło, że był lekko zdenerwowany, chwilę później dostawał
nieprzyjemnego zapalenia skóry na ramionach i klatce piersiowej. W końcu jednak
ktoś to zauważy. Na szczęście choroba nie dotknęła skóry głowy, bo wtedy i
dobra czapka nie zdołałaby jej ukryć.
Po diagnozie lekarskiej Dieter był załamany i rozgoryczony.
Nie miał z kim o tym porozmawiać. Po separacji jego rodzice byli zajęci nowymi
partnerami. Poza tym nie chciał im o tym mówić. Postanowił powiedzieć o chorobie
tylko Johannie, lecz ostatecznie zrezygnował z tego zamiaru. Bał się jej
reakcji i nie wiedział tak naprawdę, dlaczego... Obawiał się odrzucenia?
Przecież i tak nie była z nim. A może lękał się poczucia bycia gorszym z racji
choroby?
Miał już dość ciągłego smarowania się kortyzolem, cygnoliną i
innymi cholernymi maściami. Owszem pomagały, ale tylko na chwilę. Jego lekarz
prowadzący powiedział, że tej choroby nie można wyleczyć, i że będzie musiał
jakoś z tym żyć, bo medycyna nic na to nie poradzi. Nie chciał jednak tak łatwo
dać za wygraną. Postanowił poszukać więcej informacji o łuszczycy, także w
alternatywnych źródłach, i natrafił na tak zwaną totalną biologię.
Według niej łuszczyca jest wynikiem podwójnego konfliktu
separacji. Wszystko to by się u niego zgadzało – pomyślał. To nieustanne
kłótnie rodziców i stres z tym związany doprowadziły go do choroby. Początkowo
trzymał stronę mamy, sądząc, że ona jest ofiarą, a ojciec stroną atakującą. Z
czasem zaczął dostrzegać też pewne racje ze strony ojca. Kiedy doszło do ich
rozwodu, poczuł ulgę, że udręka wreszcie się skończyła. Jednak nie chciał
utracić żadnego z rodziców. Pragnął z obojgiem utrzymywać dobre relacje.
Natychmiast po tym wydarzeniu zauważył na skórze suche, białe liszaje. Skóra
zaczęła się łuszczyć, a zrogowaciała warstwa naskórka odpadać. Jednocześnie
pojawiła się u niego egzema, czyli atopowe zapalenie skóry. Według totalnej biologii czerwone plamy i świąd oznaczały
fazę zdrowienia po konflikcie separacji, natomiast łuszcząca się skóra na ciele
to faza aktywna drugiego konfliktu. Tak więc oba konflikty dotyczyły rodziców:
jeden mamy, drugi taty. Dowiedział się, że łuszczyca związana jest ze stratą,
obawą utraty czegoś lub kogoś ważnego dla nas. Tak opisywała to totalna
biologia.
...
Soren zadzwonił na numer podany mu przez Helen. Będzie czekał
na nią przy hotelowej Veitingahús. Po
dwudziestu minutach spotkali się przy barze. Po uściśnięciu dłoni na powitanie
udali się w kierunku wyjścia. Wsiedli do terenowego chevroleta i pojechali do
jego domu w centrum miasta.
Mieszkanie Sorena było skromnie
umeblowane. Miało dwa pokoje, kuchnię i łazienkę. Nie było duże, a jednak
przytulne. W pokoju gościnnym znajdowała się pięknie zdobiona drewniana ława,
przy której mieściły się dwa skórzane taborety. W rogu pomieszczenia tuż przy
oknie stał stolik z niewielkim telewizorem, a naprzeciw niego podwójne łózko.
Soren zaproponował jej swojego
ulubionego piołunowego drinka. Zgodziła się. Nie piła zazwyczaj wermutu. Była
raczej miłośniczką półwytrawnego czerwonego wina, ale z miłą chęcią próbowała
nowych rzeczy. Podał jej lampkę alkoholowego trunku i usiadł obok niej przy
ławie.
- Słyszałem trochę o ezoteryce, ale
nie traktuję tego poważnie – zaczął.
- A co dokładnie?
- Można chyba też do niej zaliczyć
horoskopy, nieprawdaż?
- Raczej tak. Mój znak to
bliźnięta, a w zodiaku chińskim jestem smokiem.
- Ja jestem rakiem. Nie wiedziałem,
że jest coś takiego jak horoskop chiński.
- Jest. Kiedy dokładnie się
urodziłeś?
- Dwudziesty szósty czerwiec 1980
rok.
- Czyli jesteś małpą...
- A co to oznacza? - uśmiechnął się
Soren.
- Małpa to ciekawska,
spostrzegawcza i towarzyska osoba. Lubi spotkania z interesującymi ludźmi oraz
podróże. Z kolei smok to wesoły altruista i marzyciel. Ma jednakże silny
charakter i wiele energii do działania.
- Ciekawe, ale czy prawdziwe?
- U mnie chyba się zgadza –
zaśmiała się Helen – Jakbyś chciał nieco więcej dowiedzieć się o sobie, to
zapoznaj się może z Human Design. Według tej klasyfikacji jestem manifestującym
generatorem.
- Nic nie rozumiem – uśmiechnął się
ponownie.
- Możesz poczytać o tym na
internecie, wtedy pojmiesz więcej. Jest dużo stron na ten temat.
Nie mieli już nic do picia. Soren
nalał im więc drugą lampkę piołunu.
- Więc jak to jest z tą twoją
wiarą? - spytał.
- No cóż, jako osoba niewierząca
możesz potraktować tę opowieść jako zwykły stek bzdur wypowiadanych przez stara
wariatkę.
- Wcale tak nie myślę – uśmiechnął
się i dodał – Oświeć mnie!
- Dobrze. Jak już mówiłam,
zapoznałam się z wieloma książkami o tematyce ducha i doszłam do wniosku, że
ten świat musi mieć swojego Stwórcę. Jednak religie mylą się co do jego
intencji. Nie chodzi wcale o zbawienie naszych dusz, a o ich naukę.
- Mów proszę dalej – powiedział
Soren, pociągając łyk piołunu.
- Najważniejszą lekcją dla nas jest
odkrycie, że tak naprawdę wszyscy od siebie zależymy. Nikt nie jest bardziej
lub mniej ważny. Naszym celem jest pomaganie sobie nawzajem.
- Wiesz, że to trudne...
- Nikt nie mówi, że to łatwe.
Jednak tylko w ten sposób można dotrzeć do Boga.
- Nie wiem, co o tym myśleć. Nie,
nie mam cię za wariatkę, lecz muszę mieć jakiś dowód. Jest tyle zła na świecie,
że trudno mi uwierzyć w Boga.
- Istnieje coś takiego jak
terapeutyczna hipnoza do życia między wcieleniami, w skrócie LBL. Słyszałam już
o tym w Kanadzie, nigdy jednak tego nie próbowałam, ale przeglądając strony
internetowe przed przylotem na Islandię, znalazłam informację o gabinecie
zajmującym się taką hipnoterapią w Reykjaviku. Terapię prowadzi pani Ingrid,
jedyna dyplomowana islandzka hipnoterapeutka LBL. Może warto spróbować?
- Nie jestem pewien, czy to dobry
pomysł. Brzmi to dla mnie trochę zabawnie – uśmiechnął się i dodał – ale jeśli
zrobisz to razem ze mną, to jestem gotów się tego podjąć. Skoro pomoże mi to
odkryć Boga...
- Nie tylko Boga, ale i siebie.
- To co? Zgadzasz się? Dzwonimy do
tej pani Ingrid? - zaproponował.
- Dobrze! Niech ci będzie –
powiedziała ochoczo Helen. Chciałam już to zrobić wcześniej, ale jakoś nie było
odwagi albo raczej okazji. Widocznie teraz taka mi się przytrafiła.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz