To był wyjątkowo mglisty dzień w Reykjaviku. W czerwcu
temperatura w ciągu dnia waha się tu w granicach od 6 do 10 stopni Celsjusza,
natomiast opady deszczu należą do najniższych w roku i osiągają średnio 41-42
mm. Tym razem było jednak inaczej. Od samego rana padał śnieg z deszczem i było
mało słońca. Soren wysiadł z chevroleta, by przywitać się ze swoimi klientkami.
Okazały się nimi być dwie dojrzałe kobiety. Jedna z nich była już starszą panią
po siedemdziesiątce, druga z kolei wyglądała na około pięćdziesiąt lat. Soren
przedstawił się.
- Dzień dobry! Mam na imię Soren i to ja będę pilotował panie
po Islandii – kobiety uśmiechnęły się na jego widok.
- Sjáumst Soren! – rzekła na
powitanie Helen. Soren odpowiedział uśmiechem i natychmiast wyjaśnił obu
turystkom:
- To słowo mówi się na pożegnanie,
proszę pani.
- Nigdy nie miałam talentu do
języków obcych – odparła Helen i cała trójka roześmiała się.
- No tak. Islandzki to trudny
język, ale jednocześnie piękny. Nieprzypadkowo nazywany jest nordycką łaciną –
rzekł Soren i dodał – Jak panie widzą, dziś mamy fatalną pogodę. Proponuję
zatem udać się do Söluturn na poranną kaffi. Tam omówimy dokładnie program wycieczki
dla pań. Czy panie się zgadzają?
- Oczywiście! – powiedziały
jednocześnie obie kobiety.
Cała trójka udała się w kierunku
baru z przekąskami. Soren zamówił trzy kawy i cała trójka usiadła przy wolnym
stoliku w pobliżu okna.
- A może życzą sobie panie coś na
ząb?
- Nie, dziękujemy. Jesteśmy właśnie
po śniadaniu – rzekła pani Margaret.
- Z tego, co widzę, wnioskuję, że
pochodzą panie z Kanady – Soren spojrzał na kartkę ze swojego notesu – Pani
Margaret i pani Helen.
- Zgadza się – powiedziała pani Margaret.
- Zaraz, zaraz, ale pani nosi
nazwisko polskie – zwrócił się w stronę Helen.
- Tak, pochodzę z Polski. To moje
panieńskie nazwisko.
- W takim razie dzień dobry! –
rzekł do niej po polsku – Mój ojciec jest Polakiem.
- Doprawdy? Świat jest pełen niespodzianek
– odparła uśmiechając się do niego i wyjaśniła pani Margaret po angielsku to,
co przed chwilą powiedział Soren.
- Wspaniale! Miło spotkać kogoś z
Polski. Czy to pierwsza wizyta pań na Islandii?
- Tak – rzekła pani Margaret –
Zjeździłam z mężem cały świat, ale na Islandii jeszcze nie byłam. A teraz,
kiedy on nie żyje i póki mam jeszcze zdrowie i siły, postanowiłam odwiedzić
pański kraj.
- Nie jestem Islandczykiem, proszę
pani. Moja mama jest Dunką. A pani? - zwrócił się do Helen - Była pani wcześniej
na Islandii?
- Proszę mówić do mnie na „ty”. Dla
mnie to także pierwsza wizyta na Islandii. Poza Polską i Kanadą nie byłam
jeszcze w żadnym innym kraju.
- Na pewno się panie nie zawiodą.
Przejdźmy zatem do omówienia naszego programu.
- Doskonale! - rzekła Helen.
...
Program wycieczki był bardzo bogaty. Na jego realizację było
przeznaczonych siedem dni. Z kolei ósmy
dzień obie kobiety miały spędzić wedle własnego uznania. W sumie dziesięć dni,
wliczając przylot i odlot. Tyle powinno wystarczyć – Helen i pani Margaret były
co do tego zgodne.
...
Natychmiast po przylocie do Keflaviku Helen i pani Margaret
udały się autobusem na tak wychwalaną przez wszystkich turystów Błękitną
Lagunę, czyli gorące źródła. Było to jeszcze przed spotkaniem z Sorenem. Bláa
Lónið jest położona w otoczeniu niesamowitego krajobrazu jak z innej planety.
Baseny dymiące parą wodną zamknięte niczym w wulkanowej pułapce zrobiły ogromne
wrażenie na odwiedzających je paniach. Miejsce to jest oddalone kilkanaście
kilometrów na południe od Keflaviku i tylko około 30 minut jazdy samochodem od
Reykjaviku. Kąpiel w tym sztucznym jeziorze z gorącą wodą pochodzącą z
głębokości 1800 metrów działa szczególnie dobrze na osoby z chorobami skóry,
bowiem poprzez minerały zawarte w wodzie
ma ono właściwości uzdrawiające i upiększające. Tak więc obie kobiety nie mogły
odmówić sobie tej przyjemności. I choć cena biletu zwalała z nóg (45 euro), to
jednak wrażenia estetyczno-relaksacyjne w pełni ją rekompensowały. Zaraz po
kąpieli Helen i pani Margaret pojechały autobusem do Reykjaviku, gdzie miały
już zamówiony nocleg w Hotelu Holt.
Swoją wędrówkę po Islandii z Sorenem rozpoczęły od stolicy
kraju. Po omówieniu programu ruszyli w miasto. Na jego zwiedzanie przeznaczyli
dwa dni. Najpierw Soren oprowadził je po centrum miasta - placu Austurvóllur,
gdzie mogły podziwiać gmach parlamentu - Althing, kościół luterański Dómkirkjan
- wybudowany przez duńskiego architekta Bertila Thorvaldsena, a także pomnik
Jóna Sigurdssona, znawcy literatury staronordyckiej i wielkiego patrioty
islandzkiego. Z kolei obok na wzgórzu Arnarhóll stał pomnik norweskiego wikinga
Ingólfura Arnarsona, który osiedlił się na Islandii pod koniec IX wieku, co
jest uważane za początek osadnictwa na wyspie. To on nadał nowej osadzie nazwę
Reykjavik, czyli „dymiąca zatoka”.
Następnie zwiedzili Perlan, futurystyczny budynek z wielkimi
zbiornikami źródlanej wody służącej do ogrzewania domów w mieście, oraz kościół
luterański Hallgrimskirkja, najwyższy budynek w stolicy Islandii o wysokości
74,5 m, toteż cała trójka postanowiła wjechać windą na wieżę kościoła, by z
jego szczytu podziwiać przepiękny widok na miasto, Zatokę Faxaflói i góry. Obie
panie były zachwycone panoramą Reykjaviku. Przed kościołem Hallgrimskirkja
Helen i pani Margaret zrobiły sobie zdjęcie przy pomniku Leifura Eirikssona,
który - jak się dowiedziały od Sorena – w 1000 roku odkrył Amerykę.
Potem odwiedzili Muzeum Narodowe z wieloma interesującymi
eksponatami z dziejów Islandii, począwszy od okresu wikingów po czasy
współczesne, muzeum sztuki ludowej oraz muzeum - skansen Arbaer, gdzie w
historycznych domach umieszczono kompletne wyposażenie mieszkań z dawnych
czasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz