piątek, 3 maja 2019

Opowiadanie "Niebo nad Reykjavikiem" - część III


To był wyjątkowo mglisty dzień w Reykjaviku. W czerwcu temperatura w ciągu dnia waha się tu w granicach od 6 do 10 stopni Celsjusza, natomiast opady deszczu należą do najniższych w roku i osiągają średnio 41-42 mm. Tym razem było jednak inaczej. Od samego rana padał śnieg z deszczem i było mało słońca. Soren wysiadł z chevroleta, by przywitać się ze swoimi klientkami. Okazały się nimi być dwie dojrzałe kobiety. Jedna z nich była już starszą panią po siedemdziesiątce, druga z kolei wyglądała na około pięćdziesiąt lat. Soren przedstawił się.
- Dzień dobry! Mam na imię Soren i to ja będę pilotował panie po Islandii – kobiety uśmiechnęły się na jego widok.
- Sjáumst Soren! – rzekła na powitanie Helen. Soren odpowiedział uśmiechem i natychmiast wyjaśnił obu turystkom:
- To słowo mówi się na pożegnanie, proszę pani.
- Nigdy nie miałam talentu do języków obcych – odparła Helen i cała trójka roześmiała się.
- No tak. Islandzki to trudny język, ale jednocześnie piękny. Nieprzypadkowo nazywany jest nordycką łaciną – rzekł Soren i dodał – Jak panie widzą, dziś mamy fatalną pogodę. Proponuję zatem udać się do Söluturn na poranną kaffi. Tam omówimy dokładnie program wycieczki dla pań. Czy panie się zgadzają?
- Oczywiście! – powiedziały jednocześnie obie kobiety.
Cała trójka udała się w kierunku baru z przekąskami. Soren zamówił trzy kawy i cała trójka usiadła przy wolnym stoliku w pobliżu okna.
- A może życzą sobie panie coś na ząb?
- Nie, dziękujemy. Jesteśmy właśnie po śniadaniu – rzekła pani Margaret.
- Z tego, co widzę, wnioskuję, że pochodzą panie z Kanady – Soren spojrzał na kartkę ze swojego notesu – Pani Margaret i pani Helen.
- Zgadza się – powiedziała pani Margaret.
- Zaraz, zaraz, ale pani nosi nazwisko polskie – zwrócił się w stronę Helen.
- Tak, pochodzę z Polski. To moje panieńskie nazwisko.
- W takim razie dzień dobry! – rzekł do niej po polsku – Mój ojciec jest Polakiem.
- Doprawdy? Świat jest pełen niespodzianek – odparła uśmiechając się do niego i wyjaśniła pani Margaret po angielsku to, co przed chwilą powiedział Soren.
- Wspaniale! Miło spotkać kogoś z Polski. Czy to pierwsza wizyta pań na Islandii?
- Tak – rzekła pani Margaret – Zjeździłam z mężem cały świat, ale na Islandii jeszcze nie byłam. A teraz, kiedy on nie żyje i póki mam jeszcze zdrowie i siły, postanowiłam odwiedzić pański kraj.
- Nie jestem Islandczykiem, proszę pani. Moja mama jest Dunką. A pani? - zwrócił się do Helen - Była pani wcześniej na Islandii?
- Proszę mówić do mnie na „ty”. Dla mnie to także pierwsza wizyta na Islandii. Poza Polską i Kanadą nie byłam jeszcze w żadnym innym kraju.
- Na pewno się panie nie zawiodą. Przejdźmy zatem do omówienia naszego programu.
- Doskonale! - rzekła Helen.

                                                                                ...

Program wycieczki był bardzo bogaty. Na jego realizację było przeznaczonych siedem dni. Z kolei   ósmy dzień obie kobiety miały spędzić wedle własnego uznania. W sumie dziesięć dni, wliczając przylot i odlot. Tyle powinno wystarczyć – Helen i pani Margaret były co do tego zgodne.

                                                                                ...

Natychmiast po przylocie do Keflaviku Helen i pani Margaret udały się autobusem na tak wychwalaną przez wszystkich turystów Błękitną Lagunę, czyli gorące źródła. Było to jeszcze przed spotkaniem z Sorenem. Bláa Lónið jest położona w otoczeniu niesamowitego krajobrazu jak z innej planety. Baseny dymiące parą wodną zamknięte niczym w wulkanowej pułapce zrobiły ogromne wrażenie na odwiedzających je paniach. Miejsce to jest oddalone kilkanaście kilometrów na południe od Keflaviku i tylko około 30 minut jazdy samochodem od Reykjaviku. Kąpiel w tym sztucznym jeziorze z gorącą wodą pochodzącą z głębokości 1800 metrów działa szczególnie dobrze na osoby z chorobami skóry, bowiem  poprzez minerały zawarte w wodzie ma ono właściwości uzdrawiające i upiększające. Tak więc obie kobiety nie mogły odmówić sobie tej przyjemności. I choć cena biletu zwalała z nóg (45 euro), to jednak wrażenia estetyczno-relaksacyjne w pełni ją rekompensowały. Zaraz po kąpieli Helen i pani Margaret pojechały autobusem do Reykjaviku, gdzie miały już zamówiony nocleg w Hotelu Holt.
Swoją wędrówkę po Islandii z Sorenem rozpoczęły od stolicy kraju. Po omówieniu programu ruszyli w miasto. Na jego zwiedzanie przeznaczyli dwa dni. Najpierw Soren oprowadził je po centrum miasta - placu Austurvóllur, gdzie mogły podziwiać gmach parlamentu - Althing, kościół luterański Dómkirkjan - wybudowany przez duńskiego architekta Bertila Thorvaldsena, a także pomnik Jóna Sigurdssona, znawcy literatury staronordyckiej i wielkiego patrioty islandzkiego. Z kolei obok na wzgórzu Arnarhóll stał pomnik norweskiego wikinga Ingólfura Arnarsona, który osiedlił się na Islandii pod koniec IX wieku, co jest uważane za początek osadnictwa na wyspie. To on nadał nowej osadzie nazwę Reykjavik, czyli „dymiąca zatoka”.
Następnie zwiedzili Perlan, futurystyczny budynek z wielkimi zbiornikami źródlanej wody służącej do ogrzewania domów w mieście, oraz kościół luterański Hallgrimskirkja, najwyższy budynek w stolicy Islandii o wysokości 74,5 m, toteż cała trójka postanowiła wjechać windą na wieżę kościoła, by z jego szczytu podziwiać przepiękny widok na miasto, Zatokę Faxaflói i góry. Obie panie były zachwycone panoramą Reykjaviku. Przed kościołem Hallgrimskirkja Helen i pani Margaret zrobiły sobie zdjęcie przy pomniku Leifura Eirikssona, który - jak się dowiedziały od Sorena – w 1000 roku odkrył Amerykę.
Potem odwiedzili Muzeum Narodowe z wieloma interesującymi eksponatami z dziejów Islandii, począwszy od okresu wikingów po czasy współczesne, muzeum sztuki ludowej oraz muzeum - skansen Arbaer, gdzie w historycznych domach umieszczono kompletne wyposażenie mieszkań z dawnych czasów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz